Bolesna tragedia uczestniczki „Kuchennych rewolucji”. „Załamała się”
Mimo upływu lat, „Kuchenne rewolucje” niezmiennie cieszą się dużą popularnością i sporą widownią. Aktualnie na antenie stacji TVN emitowany jest już 28. sezon programu, który w każdym odcinku dostarcza odbiorcom wielu emocji. – Jest to bardzo ciekawy sezon, mnie pobudzający ogromnie, ponieważ nie znoszę nudy. (...) Rozbieżność warunków, w których pracuję, ludzi, z którymi pracuję, ich kłopotów, jest tak nieprawdopodobna i tak niewyobrażalna, że w dzisiejszym świecie mediów, gdzie jednak do ludzi powinna docierać ewolucja podstawowa, żeby się chronić, ona jednak nie dociera – wyznała w jednym z wywiadów.
W najnowszym odcinku widzowie mogli poznać historię Jowity i Tomasza. Właścicielka lokalu mierzyła się ze sporymi problemami w lokalu, a niedawno przeżyła także tragedię w życiu prywatnym. Magda Gessler zdecydowała się pomóc.
Prywatna tragedia w „Kuchennych rewolucjach”
W czwartkowy wieczór 11 kwietnia został wyemitowany szósty odcinek 28. sezonu „Kuchennych rewolucji”. Magda Gessler trafiła w nim do kilkunastotysięcznej miejscowości położonej na zachód od Poznania. Widzowie dowiedzieli się, że lokal o nazwie „Oaza Smaku” Jowita prowadzi dokładnie w Nowym Tomyślu, który znany jest z największego na świecie wiklinowego koszyka.
Choć lokal jest życiowym projektem dla Jowity i jej partnera Tomka, to wspólnie stali na skraju przepaści finansowej. Zmagali się z niewystarczającą liczbą klientów, malejącymi przychodami i narastającymi długami. Dodatkowo sytuację pogorszyła niedawna tragedia rodzinna.
– W zeszłym roku w kwietniu straciłam swojego jedynego syna. (...) Od tamtej pory nie ma ani dnia, żebym się nie obudziła i nie myślała o nim – wyznała pani Jowita w „Kuchennych rewolucjach”.
Partner kobiety dodał, że syn Jowity miał 19 lat i kobieta załamała się po jego śmierci. Choć chciała zamknąć restaurację, wsparcie i determinacja Tomka sprawiły, że „Oaza Smaku” wciąż walczyła o przetrwanie. Magda Gessler postanowiła podjąć się tego wyzwania i pomóc ocalić lokal. Jej pierwsze wrażenia dotyczące wystroju wnętrz nie były jednak najlepsze.
– Jeszcze nie widziałam w swoim życiu kapliczki z okienkiem do zamawiania jedzenia. Powiem szczerze, że jest to imponujące. Powiedziałabym nawet, że robi wrażenie. A tam to jest jakiś dramat. Kruki i wrony. Cholera wie, o co tu chodzi... W każdym razie o coś komuś chodzi, bo bardzo się stara. Tylu elementów, które odstraszają człowieka od jedzenia, to ja jeszcze w życiu nie widziałam – mówiła.
Następnie okazało się, że jedzenie również nie jest bez zarzutu – kompot był za słodki i zrobiony z mrożonych owoców, pierogi zostały określone jako „nie do zjedzenia”, a surówka serwowana z pulpetami i ziemniakami była „ohydna” i za mocno posłodzona. Obronił się jedynie krem z kurczaka, gdyż Magda Gessler stwierdziła, że jest smaczny. Następnie gwiazda TVN poznała historię Jowity i powiedziała jej, że ona sama musi się dowiedzieć, dlaczego jej syn odebrał sobie życie, żeby poczuć ulgę i spokój.
Finalnie restauratorka przemianowała lokal na „Bistro koszyki” i postawiła na regionalne produkty. W karcie umieściła m.in. kopytka, pstrąga z wasabi, sałatkę szwabską z ziemniakami, paskami pokrojonego śledzia, żółtego sera oraz słodko-kwaśnego sosu, a także barszcz ze skwarkami i śmietaną.
Choć „Rewolucje” przebiegły dość sprawnie, kiedy Magda Gessler wróciła po kilku tygodniach do restauracji, nie była do końca zadowolona. – Dramat jest w tym, że mogło być genialnie, a jest na granicy zdania matury — oceniła gwiazda. Zaliczyła jednak „kuchenną rewolucję” w trybie „warunkowym” i zaprosiła właścicielkę do siebie na warsztaty kulinarne.